24 lutego 2019, 18:23
Wczoraj z A. byliśmy na 40-stce wyprawianej w lokalu przez moją Ciocię.
Było fajnie, popili, potańczyli, spotkali się z rodziną i znajomymi. Ale i tak myśli mi uciekały już do niedzieli i wyjazdu.
Wyjazd o 12:00. Kilka godzin jazdy, oczywiście z przerwami na siku i King Burgera. I witaj Warszawo. Po 15:00 mogłam się już zameldować w zamówionym hotelu. Szału nie ma - ale doceńmy plusy, pokój mam sama, jest toaleta - jest czysto. I nawet miejsce a'la biurko dla laptopa jest. Aaaaa, no i łóżko jest duże więc na pewno się wyśpię - jeśli uda mi się zasnąć oczywiście, bo nowych miejsc nie lubię. Więc załóżmy, że wszystko pasuje.
Mój szkoleniowy tydzień zaczyna się jutro o 10:00. Taksówka na 9.20 - zobaczymy jak Warszawskie Taxówki kasują swoich potencjalnych klientów.
Przyznam, że się stresuję. Kiedyś myślałam, że to Gdańsk jest wielkim miastem, a ja malutka muszę się w nim odnaleźć.
Dziś natomiast jestem w wielkiej Warszawie i przez tydzień muszę zaakceptować w niej życie.
Po upływie tygodnia, który jutro rozpoczniemy okaże się co ze mną dalej będzie. Przyjdzie mi zmierzyć się z moim wielkim problemem przyszłościowym.
Zobaczymy...
Nie pamiętam kiedy ostatni raz o tej godzinie byłam już wykąpana i gotowa, żeby się położyć. Dobrze, że mam telewizję i książkę Piotra C. #To O Nas .
Poza tym powinnam trochę poczytać o obecnym szkoleniu oraz o ustawach, z których niebawem będę rozliczana.
Tymczasem, oddalam się, żeby posprawdzać skrzynkę meilową.